Najnowsze wpisy, strona 9


cze 22 2004 Granica mojego bólu
Komentarze: 2

"Bóg nie dopuścił żadnego bólu , któremu nie stanęłaby na przeszkodzie zwycięska radość."

 

Każdy najmniejszy ruch  łączył się z przeraźliwym cierpieniem. Najgorzej było rano, podczas toalety porannej. Panie pielęgniarki musiały  wówczas przekładać mnie  na bok , aby  mnie umyć i poprawić łóżko. Sama  nie wiem , jak to wszystko przeżyłam. Kiedy było już  naprawdę źle,  mama głaskała mnie  po rękach i…. śpiewała mi abym choć  na chwilę  zasnęła. Całe szczęście, że dr Kolarz  postanowił zmieniać mi opatrunki pod narkozą. Twierdził, że tradycyjny  sposób w tym  przypadku nie wchodzi w grę gdyż rana na lewej nodze jest  na tyle  głęboka, że  obejmuje nerwy i gdyby któryś z nich  został przypadkiem naruszony, to  nie  wytrzymałabym z bólu. Z jednej  strony było to dodatkowe utrudnienie, Jednak z drugiej dawało jedyną sposobność, aby choć na moment odpocząć od bólu. Najwspanialsza  była  chwila kiedy zaczynało się podawanie narkozy. Przestawało boleć, coraz mniej i coraz mniej…aż  zupełnie straciłam świadomość ! Po obudzeniu  wszystko  zaczynało się od początku. Mama była już na tyle wykończona, że pewnego dnia  poszła na górę( na Oddział Onkologii) i poprosiła dr Gołąbka , aby przyszedł do mnie i coś  poradził bowiem wiedziała, że  był on dla mnie kimś więcej niż tylko zwykłym lekarzem. Wiedziała , że  darzę go wielką sympatią jego zdanie ma duży wpływ  na większość moich zachowań. Przyszedł i zapytał mnie  na jakim poziomie w skali dziesięciostopniowej mieści się granica mojego bólu…..

 

Fakty Mlodych  http://faktymlodych.prv.pl

Lęborskie Fakty  http://leborskiefakty.prv.pl

Fakty Katolickie http://www.faktykatolickie.prv.pl/

Pozdrawiamy  pracowników Akademii Medycznej w Gdańsku.

monika_lebork : :
cze 02 2004 "Gipsowe" kozaki.
Komentarze: 0

 "Bóg nie dopuścił żadnego bólu , któremu nie stanęłaby na przeszkodzie zwycięska radość."


Tadziu poszedł do domu, a ja wiedziałam, że czeka mnie kolejna operacja. Niestety zabieg musiał zostać odłożony o kilka dni aby moje wyniki powróciły do właściwej dla siebie normy. Byłam bardzo nerwowa. Nie wiedziałam co mnie czeka, na czym właściwie miałaby polegać ta operacja, a poza tym miałam świadomość, że tym razem w grę wchodzi już nie jedna lecz dwie nogi, a to trochę zmieniało postać rzeczy. Najbardziej bałam się tego, że jeśli i tym razem się nie uda, to niestety dr Kolarz nie będzie miał już więcej pomysłów na uratowanie mojej nogi. Wprawdzie nie mówił o tym głośno, jednak ja dobrze wiedziałam, że to już ostatnia z jego propozycji. W dodatku znów powiedział mi, że inni ortopedzi wciąż naciskają na niego twierdząc, że chyba nie ma sensu dalej walczyć zwłaszcza, że trudno było mu ciągle przekonywać ich, że nie można tak łatwo zrezygnować. Czasami odnosiłam wrażenie, że on sam nie ma już argumentów aby to nadal ciągnąć, że robi to tylko dlatego, że jestem uparta i nie chcę zgodzić się na amputację. Jakże miałabym postąpić inaczej skoro nadal istniała szansa, że noga w końcu się „opamięta” i zacznie goić? Wiem, że gdybym nie wykorzystała nawet tej najmniejszej możliwości po czasie miałabym zapewne okropne wyrzuty sumienia, że tak łatwo dałam za wygraną. A poza tym widziałam jak Tadziu bardzo przeżywał swój zabieg, jak był dzielny, jak świetnie sobie radził. Podziwiałam go i tym samym zdawałam sobie sprawę, że nie jestem tak silna, jak on i gdyby spotkało mnie to co jego, nie umiałabym z tym żyć. Jednym słowem amputacja była dla mnie końcem świata.

Po zabiegu znów znalazłam się na Ortopedii, na sali pooperacyjnej. Obudziłam się z 2 nogami w gipsie połączonymi kijem, które „zszyte” były razem lewa na prawej w ten sposób, że lewa łydka została połączona z miejscem, w którym rana prawej nogi nie chciała się zagoić. Wyglądało to zupełnie tak, jakbym miała „gipsowe” kozaki. Wiem, że to wszystko brzmi bardzo dziwnie i gdybym sama nie była świadkiem tego eksperymentu, to zapewne ciężko byłoby mi to sobie wyobrazić. Trudno jest mi dobrać słowa aby opisać ból, który temu towarzyszył. „Wyłam” z bólu. W dodatku po narkozie miałam odruchy wymiotne, co powodowało, że podczas zwracania napinałam wszystkie mięśnie. Ciągle dostawałam zastrzyki przeciwbólowe, po których wymiotowałam jeszcze bardziej, dlatego lekarze anastezjolodzy postanowili mi je odstawić. I wtedy zaczął się prawdziwy koszmar – leki zastępcze nic nie pomagały. Bolało mnie do tego stopnia, że krzyczałam na mamę aby się „wynosiła”, aby zostawiła mnie w spokoju. Gdy mnie uspokajała krzyczałam ,że nie chcę jej widzieć, że nie ma prawa mnie uciszać skoro nie ma zielonego pojęcia o tym co przeżywam. W końcu to ja cierpię, nie ona. Byłam okropna... Jestem pewna, że sprawiłam jej tym wielką przykrość. Myślę, że jej ból był równie duży, choć nieco inny. Wiem, że widząc mnie taką, serce pękało jej z żalu. W tamtej chwili była zupełnie bezradna.

 

Fakty Mlodych  http://faktymlodych.prv.pl

Lęborskie Fakty  http://leborskiefakty.prv.pl

Fakty Katolickie http://www.faktykatolickie.prv.pl/

Pozdrawiamy  pracowników Akademii Medycznej w Gdańsku.

monika_lebork : :
maj 19 2004 Cięzko mi na duszy.
Komentarze: 0

"Bóg nie dopuścił żadnego bólu , któremu nie stanęłaby na przeszkodzie zwycięska radość."

Ciężko było mi na duszy. Chciałam być sama i w tym momencie chyba dobrze się złożyło, ze zabroniono wchodzić na moją salę. Tylko mama  była ze mną. Pamiętam, że pewnego dnia przyszedł na chwilę Tadziu i powiedział mi, że dr Gołąbek pozwolił mu iść na klika dni do domu. Może  zabrzmi to  dziwnie, ale  odniosłam wrażenie, ze nie  przyjął tamtej wiadomości z entuzjazmem. To miało być  jego pierwsze  wyjście od czasu zabiegu i nie trudno było się  domyśleć, ze  trochę  się tego obawiał. Myślę, że bał się  reakcji otoczenia, zwłaszcza  iż mieszkał na wsi. Z jednej strony właściwie nie było w tym niczego dziwnego,  jednak z drugiej ja w tamtym momencie zrobiłabym naprawdę  wszystko, aby choć na chwilę móc opuścić szpital i chyba dlatego nie umiałam tak do końca pojąc dlaczego się nie cieszy. Tak bardzo mu wtedy  zazdrościłam. Wiedziałam, ze w moim przypadku wyjście do domu to dalekie i nieosiągalne marzenie. Tego dnia pierwszy raz rozpłakałam się  przy nim.  Powiedziałam o skrzyżowaniu nóg. Miałam  już  dosyć szpitala, lekarzy, kroplówek….Chwilami było mi  już wszystko jedno. Tadziu milczał. Chyba  nie wiedział co powiedzieć. Zupełnie tak samo jak ja, gdy powiedział mi, ze  boi się  amputacji. Myślę, że trudno w takiej chwili dobrać jakiekolwiek słowa, dlatego ważne jest aby dać odczuć drugiej osobie, że jest Ci bliska i że  zawsze może  na ciebie liczyć. Sama przekonałam się , jak bardzo   to pomaga.

 

Fakty Mlodych  http://faktymlodych.prv.pl

Lęborskie Fakty  http://leborskiefakty.prv.pl

Fakty Katolickie http://www.faktykatolickie.prv.pl/

Pozdrawiamy  pracowników Akademii Medycznej w Gdańsku.

monika_lebork : :
maj 08 2004 Dziura
Komentarze: 0

"Bóg nie dopuścił żadnego bólu , któremu nie stanęłaby na przeszkodzie zwycięska radość."

Niestety nasz wspólny pobyt na jednej sali nie potrwał długo, gdyż  dopadł mnie tak duży spadek, że musiałam  zostać odizolowana od pozostałych pacjentów. Nie wiem dlaczego, ale z reguły było tak, że wraz z gorszym samopoczuciem fizycznym podupadała także moja kondycja psychiczna. Doszło do tego, że mama musiała zostawać ze mną na noc, a  każdy kto wchodził na moją salę musiał ubierać się  w sterylne fartuchy i maseczkę na twarz, aby  uniknąć jakichkolwiek bakterii. Miałam wszystkie możliwe skutki uboczne chemii, od wymiotów, po biegunkę i gorączkę. W dodatku okazało się, ze mam  jakieś brzydkie bakterie we krwi, co nie było zbyt  pokrzepiająca wiadomością. Całe szczęście, ze miałam wtedy sprawną antenę, bo przy  takim nawale antybiotyków chyba  nie dałabym sobie  z tym wszystkim rady…

 

Na duszy też  nie czułam się dobrze. Chciałam  już do  domu, zwłaszcza , ze był koniec listopada, a ja  od początku września leżałam w szpitalu. Niestety wizja domu oddalała się coraz bardziej…Pewnego dnia  przyszedł do mnie  dr Kolarz i to, co mi powiedział całkowicie  zniszczyło moja nadzieję. Gdy zmieniał mi opatrunek widziałam po jego  twarzy, że z nogą  chyba tez nie dzieje się najlepiej. Był wściekły…

Udało mi się  trochę podnieść i zobaczyłam wszystko na własne oczy. Zobaczyłam „dziurę”  w swojej nodze, „dziurę” na tyle dużą, że znów  można było dostrzec endoprotezę. Dobrze wiedziałam co to znaczy. To czego za wszelką cenę pragnęłam uniknąć stało się rzeczywistością. Nikt nie musiał  uświadamiać mnie, ze nie  pozostaje  mi nic innego, jak tylko  zgodzić się  na skrzyżowanie nóg. Co czułam? Nie wiem, chyba wielki  żal  do całego świata. Tego  wszystkiego  było  już  za dużo , jak na moją głowę. Chciałam, aby wszyscy dali mi już święty spokój, aby sobie poszli i zostawili mnie samą. Tego dnia chyba po raz pierwszy w życiu pomyślałam  o śmierci, o mojej śmierci. Zaczęłam zastanawiać się  dlaczego  to wszystko  układa się  właśnie  w ten sposób, dlaczego  nie jest tak, jak  opowiadał  mi dr Gołąbek podczas pierwszej rozmowy. Przecież  miało być  zupełnie inaczej, miałam dostać chemię, potem operacja, potem znowu chemia i do domu. A tymczasem  mijał 7 miesiąc  mojego pobytu w szpitalu i nic nie wyglądało tak jak miało wyglądać.

 

Fakty Mlodych  http://faktymlodych.prv.pl

Lęborskie Fakty  http://leborskiefakty.prv.pl

Fakty Katolickie http://www.faktykatolickie.prv.pl/

Pozdrawiamy  pracowników Akademii Medycznej w Gdańsku.

 

monika_lebork : :
maj 03 2004 Aśka
Komentarze: 1

"Bóg nie dopuścił żadnego bólu , któremu nie stanęłaby na przeszkodzie zwycięska radość."

Fajnie, że Tadziu i ja znów mogliśmy  leżeć na jednym oddziale. Pewnego dnia panie pielęgniarki powiedziały nam ,że  przyjęto nową pacjentkę z tym samym rozpoznaniem co my – OSTEOSARCOMA. Niebawem miała zostać przeniesiona z  Oddziału Ortopedii. Pamiętam, że oboje od razu pomyśleliśmy, że  zapewne za chwilę poznamy osobę załamaną  i pełną  smutku, która właśnie  dowiedziała się , że jest chora na raka. Może zabrzmi to dziwnie, ale w tamtym momencie ogarnęło nas wielkie współczucie, zupełnie tak, jakbyśmy sami nie mieli z tym wszystkim niczego wspólnego. Współczucie dla kogoś, kto jest śmiertelnie chory. Hm…. To dziwne, ale chyba na chwilę udało nam się  zapomnieć , że  przecież my również  jedziemy na  tym samym wózku, z tą tylko różnicą , ze zdążyliśmy już trochę  się do tego przyzwyczajać i nauczyć  żyć z tą  świadomością. Pamiętam, że  zaczęliśmy nawet się zastanawiać jak „powitać” nowicjuszkę, jak ją  wesprzeć i pokazać, że my także jesteśmy chorzy, a mimo to jakoś się trzymamy…Jakież więc było nasze zdziwienie, kiedy okazało się , że  owa nowo przyjęta  dziewczyna to radosna, pełna optymizmu osoba, która swoim pojawieniem się  dodała nam więcej otuchy niż byliśmy w stanie sobie wyobrazić. Miała na imię Aśka. Przyznam szczerze, że byłam zszokowana jej postawą , która dała mi naprawdę  wiele do myślenia. Położono ją  na mojej sali, co spowodowało, że  miałam szansę poznać ją lepiej. Od tamtej pory Aśka  stała się  nieodłączną mojej  szpitalnej  rzeczywistości, mojej i Tadzia. Myślę, że jej pojawienie się  wniosło wiele radości w nasze smutne życie. Stworzyliśmy zgraną  paczkę, zwłaszcza, ze wszyscy troje byliśmy najstarszymi pacjentami naszego dr Gołąbka…

 

Fakty Mlodych  http://faktymlodych.prv.pl

Lęborskie Fakty  http://leborskiefakty.prv.pl

Fakty Katolickie http://www.faktykatolickie.prv.pl/

Pozdrawiamy  pracowników Akademii Medycznej w Gdańsku.
monika_lebork : :