Najnowsze wpisy, strona 1


kwi 03 2006 Bez tytułu
Komentarze: 3

Pamiętam dzień, w którym zakończylam swoje leczenie. Od rana wypatrywalam mamy i już nie moglam doczekać się kiedy przyjedzie. Siedzialam ubrana na wózku tuż przed windą i co chwila parzylam na zegarek. Oczywiście zanim przyjechala po nas karetka minęlo sporo czasu...Takie czekanie bylo najgorsze.

Teraz jedyne czego chcialam to nauczyc sie jak najlepiej chodzić, tak bym mogla zejść ze schodów i choć na troche wyjść na dwór.  Dostawalam niemalże zawalu kiedy sanitariusze wnosili mnie po schodach do domu, więc ta nauka chodzenia byla tym bardziej potrzebna.

monika_lebork : :
mar 24 2006 Bez tytułu
Komentarze: 3

Nie wiedzialam co powiedzieć, a on chyba nie liczyl na żadne mądre slowa z mojej strony. Sytuacja nie byla najradośniejsza...jedyne, na co bylam w stanie się wówczas zdobyć to stwierdzenie, że tak naprawdę nic jeszcze nie jest do końca przesądzone i nie ma co rozpaczać na przyszlość. Może rzeczywiście to tylko zrosty po chemi. Oboje w końcu slyszeliśmy, ze takie rzeczy się zdarzaly, a cala sprawa wyjaśniala się dopiero na stole operacyjnym, kiedy lekarze otworzyli klatkę i za wlasne oczy zobaczyli jak to wygląda. W końcu TK to tylko maszyna, która też moze się mylić. Nic innego nie umialam wymyśleć. Z drugiej strony wiem ,co ja czulabym w takiej sytuacji, kiedy po kilku dniach normalnego życia w domu przychodzi taka wiadomość. Tadziu najwidoczniej chcial o tym rozmawiać, może wtedy bylo mu latwiej.

monika_lebork : :
mar 24 2006 Bez tytułu
Komentarze: 0

Kilka dni przed moim wyjściem domu Tadziu przyjechal na oddzial. Mial mieć TK klatki piersiowej. Niestety okazalo się , że coś dziwnego znajduje sie na jego plucach. Oczywiście w takich sytuacjach badanie zawsze trzeba powtórzyć dla większej pewności. To pokazalo nam obojgu jak bardzo ta choroba jest nieprzewidywalna i do końca nigdy nie wiadomo czego sie po niej spodziewać. Pamietam, ze wtedy poraz pierwszy pomyślalam, ze przerzuty są jak najbardziej realne i tak naprawdę nigdy nie mozna przestać się ich obawiać. Oczywiście dr Goląbek tlumaczyl mu, ze byc może te zmiany to jakieś zrosty po chemi (czasami tak się zdarza), albo jakieś "cienie" nakladajacych się naczyń krwionośnych ( tomokomputer to takie badanie, które robi zdjecia w przestrzeni i jest male prawdopodobieństwo,m ze niektóre z tych naczyń się pokrywają dając taki dziwny cien).Tadziu oczywiście byl bardzo spokojny, usmiechal sie i nigdy się nie skarżyl, ale wyobrażam sobie co czul...W końcu niedawno skonczyl leczenie, wrócil do domu, do normalności, a teraz wygladalo na to, ze wszystko zaczyna sie od poczatku...

monika_lebork : :
mar 22 2006 Bez tytułu
Komentarze: 0

Moje leczenie zmierzało ku końcowi. Już nie mogłam się doczekać kiedy wyjdę do domu i już nie bdę musiała tam wracać, tylko na  badania. Oczywiście przed wyjściem czekało mnie jeszcze TK (tomokomputer) płuc. Niektórzy mogliby zadać sobie pytanie dlaczego właśnie płuc? No więc dlatego, ze moja choroba, mięsak kości (OSTEOSARCOMA) przerzuca sie zazwyczaj do płuc. Pamietam jak przed rozpoznaniem chodziłam do lekarza i któregoś dnia skierował mnie na GRT klatki piersiowej. Byłam bardzo zdziwiona i nie rozumiałam po co takie badanie skoro mnie boli tylko noga, co to ma wsppólnego z płucami? W przypadku nowotworu kości płuca są najbardziej zagrożone. Na szczęście TK okazało się być w porząku.

Na naszym oddziale onkologii był taki niepisany zwyczaj, ze każdy pacjęt, który obchodzi urodziny czy jakąkolwiek inna uroczystośc robi mały poczęstunek dla innych pacjętów i pracowników oddziału. Tak było w dniu moich 16 urodzin  i w dniu zakończenia leczenia. Zakończenie chemii jest także dla innych pacjętów powodem do radości, więc mama kupiła trochę słodyczy i owoców i w ten sposób chcieliśmy podziękować wszystkim za pomoc.Potem stało się to juz tradycją. W końcu spędziłam w szpitalu ponad 10 miesięcy i nie było sposobu sie nie przyzwyczaić do tamtego miejsca.   

monika_lebork : :
mar 20 2006 Bez tytułu
Komentarze: 0

Po kilku dniach dreptalam już coraz lepiej, choć jeszcze trochę balam się chodzić sama. Ostatnią chemię spędzilam w samotności...tzn. na oddziale bylo malo osób, no i Tadziu poszedl do domu. Z jednej strony cieszylam sie bardzo, a z drugiej bylo mi troche smutno w tej samotności. Sprawa z cewnikiem do kroplówek stanęla na tym, ze nie zalożono mi go.Przez cale trzy dni chemi modlilam sie by żyla wytrzymala, by nie trzeba bylo dodatkowego klucia. Na szczęście udalo się...Niestety w przypadku chemoterapii sprawa wyglada gorzej, dlatego, ze trzeba zawsze pilnować by lek nie dostal sie poza żylę. W przeciwnym razie może dojść do martwicy skóry.Jeden chlopak na oddziale mial kiedys taka sytuację....i zrobila mu sie "czarna dziura na dloni", która bardzo trudno się goila. W moim przypadku wygladalo to gorzej, dlatego, ze panie pielegniarki niebardzo chcialy mnie kluc. Chyba dlatego, ze moje żyly byly bardzo zapadnięte a gdy już sie udalo to często pękaly. Na szczęście mialam jedną panią (siostra Teresa), która miala jakis niezwykly talent do moich żyl i to ona zazwyczaj podejmowala sie tego. No więc podczas ostatniej chemii zrobila to idealnie, więc odbylo sie bez dodatkowego bólu.

monika_lebork : :