Komentarze: 0
"Bóg nie dopuścił żadnego bólu , któremu nie stanęłaby na przeszkodzie zwycięska radość."
Tadziu poszedł do domu, a ja wiedziałam, że czeka mnie kolejna operacja. Niestety zabieg musiał zostać odłożony o kilka dni aby moje wyniki powróciły do właściwej dla siebie normy. Byłam bardzo nerwowa. Nie wiedziałam co mnie czeka, na czym właściwie miałaby polegać ta operacja, a poza tym miałam świadomość, że tym razem w grę wchodzi już nie jedna lecz dwie nogi, a to trochę zmieniało postać rzeczy. Najbardziej bałam się tego, że jeśli i tym razem się nie uda, to niestety dr Kolarz nie będzie miał już więcej pomysłów na uratowanie mojej nogi. Wprawdzie nie mówił o tym głośno, jednak ja dobrze wiedziałam, że to już ostatnia z jego propozycji. W dodatku znów powiedział mi, że inni ortopedzi wciąż naciskają na niego twierdząc, że chyba nie ma sensu dalej walczyć zwłaszcza, że trudno było mu ciągle przekonywać ich, że nie można tak łatwo zrezygnować. Czasami odnosiłam wrażenie, że on sam nie ma już argumentów aby to nadal ciągnąć, że robi to tylko dlatego, że jestem uparta i nie chcę zgodzić się na amputację. Jakże miałabym postąpić inaczej skoro nadal istniała szansa, że noga w końcu się „opamięta” i zacznie goić? Wiem, że gdybym nie wykorzystała nawet tej najmniejszej możliwości po czasie miałabym zapewne okropne wyrzuty sumienia, że tak łatwo dałam za wygraną. A poza tym widziałam jak Tadziu bardzo przeżywał swój zabieg, jak był dzielny, jak świetnie sobie radził. Podziwiałam go i tym samym zdawałam sobie sprawę, że nie jestem tak silna, jak on i gdyby spotkało mnie to co jego, nie umiałabym z tym żyć. Jednym słowem amputacja była dla mnie końcem świata.
Po zabiegu znów znalazłam się na Ortopedii, na sali pooperacyjnej. Obudziłam się z 2 nogami w gipsie połączonymi kijem, które „zszyte” były razem lewa na prawej w ten sposób, że lewa łydka została połączona z miejscem, w którym rana prawej nogi nie chciała się zagoić. Wyglądało to zupełnie tak, jakbym miała „gipsowe” kozaki. Wiem, że to wszystko brzmi bardzo dziwnie i gdybym sama nie była świadkiem tego eksperymentu, to zapewne ciężko byłoby mi to sobie wyobrazić. Trudno jest mi dobrać słowa aby opisać ból, który temu towarzyszył. „Wyłam” z bólu. W dodatku po narkozie miałam odruchy wymiotne, co powodowało, że podczas zwracania napinałam wszystkie mięśnie. Ciągle dostawałam zastrzyki przeciwbólowe, po których wymiotowałam jeszcze bardziej, dlatego lekarze anastezjolodzy postanowili mi je odstawić. I wtedy zaczął się prawdziwy koszmar – leki zastępcze nic nie pomagały. Bolało mnie do tego stopnia, że krzyczałam na mamę aby się „wynosiła”, aby zostawiła mnie w spokoju. Gdy mnie uspokajała krzyczałam ,że nie chcę jej widzieć, że nie ma prawa mnie uciszać skoro nie ma zielonego pojęcia o tym co przeżywam. W końcu to ja cierpię, nie ona. Byłam okropna... Jestem pewna, że sprawiłam jej tym wielką przykrość. Myślę, że jej ból był równie duży, choć nieco inny. Wiem, że widząc mnie taką, serce pękało jej z żalu. W tamtej chwili była zupełnie bezradna.
Fakty Mlodych http://faktymlodych.prv.pl
Lęborskie Fakty http://leborskiefakty.prv.pl
Fakty Katolickie http://www.faktykatolickie.prv.pl/
Pozdrawiamy pracowników Akademii Medycznej w Gdańsku.