Archiwum 08 marca 2007


mar 08 2007 Bez tytułu
Komentarze: 4

U Tadzia wszystko się potwierdziło.. To były przerzuty. Po wielu badaniach wszystko ostatecznie sie okazało.Trwało to kilka miesiecy aż lekarze zdecydowali sie operować. Przykro mi było, nie wiedziałam jak się zachować, co powiedzieć.. Tadziu tez to przeżywał, choć oczywiście jak to on starał pokazać się od jak najlepszej strony, z uśmiechem na twarzy... Ja mimo, iż byłam w domu, doskonale wiedziałam oco dzieje sie z poszczególnymi pacjętami. Taziu często do mnie dzwonił, także jego mama była w stałym kontakcie z moją. Martwiłam się o niego,bardzo się martwiłam... Choć lekarze narazie nie mówili nic o chemii to wiedziałm, że jest ona bardzo prawdopodobna. W ogóle jakoś tak się ówczas działo, ze z każdej strony dochodziły do mnie same złe więści.. Za każdym razem jak z nim rozmawiałamdowiadywałam się czagoś nowego o innych pacjetach ze szpitala. Pojawiały się tez te najgorsze słowa o śmierci, o ciagłym pogarszaniu sie stanu zdrowie wielu z nich. Tkze rozmowy z zaprzyjażnioną P. psycholog Edytą to potwierdzały. Tylko mój lekarz, dr Gołąbek nieco mnie oszczędzał i zawsze starał się przekazywać tylko te dobre wieści. Na pytanie "co słychać?" zawsze odpowiadał (i nadal tak robi gdy z nim rozmawiam) , że " to zależy gdzie ucho przyłożyć" no i juz wiedziałam, ze nie jest najlepiej. Choć pobyt w szpitalu właściwie miałam za soba i wydawać by się mogło, ze to co sie tam dzieje już praktycznie było poza mną, ale nie...Szpital nadal pozostawał rzeczywiestością bardzo mi bliską. To trochę tak, jakbym miała drugą rodzinę...

monika_lebork : :
mar 08 2007 Bez tytułu
Komentarze: 0

Odtąd moje wyjazdy do szpitala stawały sie coraz rzadsze. Najpierw co 3 tygodnie, potem co miesiąc, co 3 miesiące... Często musiałam robić prześwietlenie płuc, bo w przypadku mojej choroby przerzuty pojawiają się zazwyczaj na płucach, i morfologię. Po czasie też moja krew doszła do siebie. Wszystko wracało do normy. Także blizny na rękach i sińce po kroplówkach goiły się. Żyły stawały sie coraz bardziej widoczne. W tamtym czasie byłam troche przewrażliwiona na tym punkcie. Czasem łapałam sie na tym, ze patrzyłam sie ludziom na ręce i... zazdrościłam im żył. Dzis wydaje mi się to bardzo głupie, ale rzeczywiście często podziwiałam żyły moich kolegów i w głowie pojawiała mi sie wówczas myśl, że pielęgniarki pewnie nie miałyby żadnego problemu z założeniem kroplówki. W moich ustach to wtedy brzmiało jak komplement!! Ja miałam żyły wtedy prawie zupełnie zapadnięte, pokłute i prawie całkiem niewidoczne.. Wiem ,że także wielu innych pacjętów miało podobne wariacje na punkcie żył. Dobra żyła była w cenie!!! My czasem chwaliliśmy się jeden drugiemu swoimi żyłami. Chyba dziewczyny miały najgorzej. Czasami, kiedy pielęgniarki przychodziły zmieniać wkucie, trzymałyśmy sie wzajemnie za ręce by mniej bolało i by udało sie za pierwszym razem, choć i tak z reguły prawie nigdy sie nie udawało.U chłopaków jakoś nie było z tym większego problemu. Pamiętam jak to było z Tadziem. Jemu zazdrościłam najbardziej. On z kolei miał inny problem.. często mdlał przy pobieraniu krwi..

monika_lebork : :
mar 08 2007 Bez tytułu
Komentarze: 0

Fajnie było być w domu, chodzić..Pamiętam jak poraz pierwszy sama zeszłam ze schodów. To było dla mnie niesamowite przeżycie. Może to dziwne, ale chyba mogę porównać ten mój powrót do domu do powrotu do życia "od początku".Wyszystko wydawało sie takie nowe..Dom, zmiany, które w nim zaszły podczas gdy mnie nie było. No i zwyczajne umiejętności musiałam zdobywać tak, jakbym uczyła się wszystkiego od początku, powoli... Od początku chodzić, stawać się samodzielna w takich zwykłych czynnościach domowych. Niestety brak endoprotezy (miałam wówczas nogę w gipsie, takim plastikowym) uniemożliwiał mi długie spacery o kulach. Nie było nawet mowy o jakimkolwiek obciązaniu chorej nogi, więc moje chodzenie polegało właściwie na skakaniu na jednej nodze a cały ciężar ciała spoczywał na rękach, dlatego na dłuższe trasy wózek był nadal konieczny. Lekarze przewidywali następny zabieg dopiero za kilka miesięcy, tak by noga po tych wszystkich przejściach mogła całkowicie się wygoić i dpoiero wtedy chcieli ponownie założyć endoprotezę. Później okazało się ,że te kilka miesięcy sporo się wydłużyły, ale mnie to nie przeszkadzało. Najważniejsze, że w ogóle mogłam chodzić i że w domu nie musiałam korzystać z wózka mogąc poruszać sie samodzielnie.

monika_lebork : :