Komentarze: 2
Operację zaplanowano na 17 września 1999r. Bardzo się bałam zwłaszcza, że nawet nie potrafiłam wyobrazić sobie na czym właściwie miałaby ona polegać. Samo pojęcie “endoproteza” niewiele mi mówilo. Wiedziałam tylko, że jest to kawałek metalu, robiony na wymiar (zupełnie jak u krawca – tylko bez przymiarki) i że zostanie sprowadzony z Irlandii. Guz (Heniek) w spory, choć mniejszy niż na poczatku (13cm). Był to znak, że chemia działała, jednak w mniemaniu onkologów nie były to jeszcze dość zadowalające efekty, ale już przy tych wymiarach kwalifikowałam sie do zabiegu. Termin zabiegu, choć już wyznaczony pozostawał wciąż pod znakiem zapytania i dlatego, że rana po biopsji nadal nie chciała sie zagoić i ortopedzi obawiali sie , czy można w tej sytuacji operować.
Tydzień przed operacją zostałam przeniesiona z Onkologii Dziecięcej na Ortopedię. Pewnego dnia lekarz, który miał mnie operować, dr Kolarz zgodził sie pokazać mi jakąś mądrą książkę, w której widział obrazek owego cuda, które bądź co bądź, za kilka dni miało sie znaleźć w mojej nodze. Niestety niewiele mi on wyjaśnił, gdyż zobaczylam jedynie dziwny układ metalowych prętów z licznymi śrubami. Przyznam szczerze, że jeszcze bardziej sie przestraszyłam. W dodatku dowiedzialam się , że oprócz guza, kość ulegla też złamaniu. To wyjaśnialo dlaczego noga tak bardzo bolała. Dodatkowym stresem była pewna tajemnicza kartka....
zobacz stronę: http://www.faktymlodych.republika.pl (Fakty Mlodych- lęborski serwis mlodziezowy)