Komentarze: 0
Tymczasem Tadziu kończył leczenie....Wiedziałam, ze zbliża mu się ostatnia chemia.W sumie mieliśmy kończyć jakoś w zbliżonym terminie, tylko u mnie wszystko sie przedłużyło.Do szpitala miał wracac tylko na badania.To była dobra wiadomość, choć wiedziałm,że teraz będzie mi jeszcze trudniej. Tak to chociaż miałam sie komu wyżalić...Cieszyłam się, że u niego wszystko idzie dobrze, ale z drugiej strony było mi troche smutno. Może to dziwne, ale widziałam, ze jest lekko zakłopotany. Później dopiero przekonałam się ,ze dla pacjętów leczących się przewlekle koniec leczenia jest pewnego rodzaju trudnym doświadczeniem. Trudnym dlatego, ze po powrocie do domu nie wiadomo co robić z normalnością. Kiedy jest sie w szpitalu bardzo sie pragnie tej normalności, a kiedy ona juz przychodzi nie wiadomo co z nią zrobić. W jakimś stopniu trzeba sobie na nowo poukładać całe zycie, a to niekiedy bywa niełatwe i troche trwa. Tak jak trzeba było przystosować sie do życia szpitalnego, tak trzeba na nowo przywyknąć do życia w domu. Pierwsze dni są bardzo dziwne...Wtedy jeszcze tego nie rozumiałam i dziwiłam sie Tadziowi, że tak mało się cieszy. Mówiłam: "Masz fajnie, wracasz do domu", a on mi na to: "I co w tym domu?" Dopiero później zrozumiałam o co mu chodzi. W każdym razie było mi smutno, że teraz będziemy sie tak żadko widzieć. Przez te kilka miesięcy przywykłam juz do myśli, że w pokoju obok (albo piętro wyżej- w zależności od tego na jakim oddziale leżałam) jest Tadziu, który w znacznie większym stopniu niż inni podziela mój los.