Archiwum 20 lutego 2006


lut 20 2006 Bez tytułu
Komentarze: 0

Sama nie wiem ,czy byliśmy jeszcze zbyt niedojrzali na te rozmowy, choc z drugiej strony podobno smierc sie przeczuwa. Ja w ogóle wowczas o tym nie myslalam. Nie wiem...chyba podstawowa myslą bylo pragnienie domu i wyczekiwanie normalnosci. Kiedy w perspektywie bylo wyjście na "wolność", zycie tam jakoś inaczej plynęlo. Wszystko wtedy mozna bylo znieść, nawet najcięższą chemie i najgorsze operacje. Pamiętam jedna taka rozmowe o smierci z moim dr Goląbkiem...Pewnego dnia zapytalam go (tak zupelnie zniemacka) czy jeszcze bym żyla gdybym nie poddala się operacji. (w przypadku mojej choroby opreacja jest konieczna, bez niej chemia bylaby na próżno..Odpowiedzial mi, ze pewnie bym żyla ale juz bylabym w nie najlepszym stanie.Zapewne mialabym przezuty....Na moje nieszczęście mama byla przy tej rozmowie i poplakala się. Sama nie wiem dlaczego chcialam to wiedzieć.

monika_lebork : :