Komentarze: 0
Te dojazdy były troche uciążliwe, ale jakoś dawałam radę. Dobrze, ze miałam wózek inwalidzki, inaczej musiałabym poruszać sie tylko na noszach. Miałam właśnie przerwe po chemii, więc była to niejako atrakcja dnia. Pamiętam jak czasami z karetki obserwowałm ludzi na ulicach i było mi trochę żal tego, ze nie mogę chodzoć.Akurat trwał okres poświąteczny i te mikołajkowe wystawy w oknach sklepów robiły swoje. Z racji tego, ze "seanse" odbywały sie codziennie mogłam przynajmniej na jakiś czas zapomnieć o przepustce do domu. Teraz pobyt w szpitalu wygladał nieco inaczej... jeżdząc na wózku mogłam odwiedzxać znajomych na onkologii i "spacerować" po całym szpitalu. Dla kogoś kto 4 miesiace spedził w łóżku było ta naprawdę wielką radością.