Archiwum luty 2006, strona 1


lut 17 2006 Bez tytułu
Komentarze: 0

Te dojazdy były troche uciążliwe, ale jakoś dawałam radę. Dobrze, ze miałam wózek inwalidzki, inaczej musiałabym poruszać sie tylko na noszach. Miałam właśnie przerwe po chemii, więc była to niejako atrakcja dnia. Pamiętam jak czasami z karetki obserwowałm ludzi na ulicach i było mi trochę żal tego, ze nie mogę chodzoć.Akurat trwał okres poświąteczny i te mikołajkowe wystawy w oknach sklepów robiły swoje. Z racji tego, ze "seanse" odbywały sie codziennie mogłam przynajmniej na jakiś czas zapomnieć o przepustce do domu. Teraz pobyt w szpitalu wygladał nieco inaczej... jeżdząc na wózku mogłam odwiedzxać znajomych na onkologii i "spacerować" po całym szpitalu. Dla kogoś kto 4 miesiace spedził w łóżku było ta naprawdę wielką radością.

monika_lebork : :
lut 16 2006 Bez tytułu
Komentarze: 0

Po godzinie nastapiło cos w rodzaju wynurzania- dekompresji. Nagle zrobiło sie bardzo zimno, aż widoczna była para w wydychanym powietrzu. Po jakiś 5 minutach był juz koniec "seansu" i właz został otworzony. Nareszcie mogłam stamtad wyjść, a właściwie wysunięto mnie na noszach. Komora, w której byłam była 3 osobowa, a oprócz niej znajdowała sie tam jeszcze jedna podobna przeznaczona dla sześciu osób.

O ile mi wiadomo jest to jedyny taki instytut w Polsce. Leczone są tam rożne przypadki niegojących sie ran, gangren, a takze zatruć czadem i inne zchorzenia. Trafiaja tam pacjęci z całego kraju, często dowożeni helikopterami medycznymi.To,ze tam trafiłam było zasługa dr Kolarza. Było to chyba jedno z najdziwniejszych doswiadczeń mojego dotychczasowego życia.Od tego momentu "seanse" miały miejsce codziennie.Codzień, przez ponad miesiąc jeździłam karetkami ze Szpitala Wojewódzkiego  do Gdynii Redłowa do Instytutu.Mama jeździła razem ze mną.

monika_lebork : :
lut 16 2006 Bez tytułu
Komentarze: 1

Gdy włożono mnie do takiej jednej, bardzo sie przestraszyłam i ...rozpłakałam się.Razem ze mna wszedł tam jakiś lekarz.Kiedy zamknięto właz nastąpił straszny huk. Było tak głośno, że musiałam założyć na uszy słuchawki ochronne. Dostałam takze do popijania kubek wody, po to by przy zwiększającym się ciśnieniu atmosferycznym nie popękały mi bębenki w uszach. Ten hałas spowodowany był sprężaniem powietrza do 20 atmosfer, tak jakbyśmy znużali sie 20 metrów pod wodę.Trwało to jakieś 10 minut. Bardzo sie bałam i gdybym była tam sama chyba bym umarła ze strachu. Kiegy hałas ustał, założono mi na twarz maskę tlenowa i przez godzinę miałam wdychąć czysty chemicznie tlen. Z tym wdychaniem nie miałam większego problemu. W cołej komorze znajdowały sie kamery i mikrofony, dlatego mama, która stała na zewnatrz widziała mnie i mogła do mnie mówić.

 

monika_lebork : :
lut 16 2006 Bez tytułu
Komentarze: 1

Pojawiło sie nowe wyjście....KOMORY HIPERBARYCZNE. Wiem ,ze brzmi to conajmniej dziwnie, ale przyniosło nowe nadzieje na uratowanie mojej nogi.

Nie wiem ,czy będę umiała opisać to dostatecznie jasno. A więc... Okazało się ,ze w Gdynii znajduje się Instytut Medycyny Morskiej i Tropikalnej, w którym leczy sie wszelkiego rodzaju rany czystym chemicznie tlenem, który zabija bakterie beztlenowe.Pamiętam ,ze gdy przywieziono mnie tam poraz pierwszy doznałam szoku. Była to wielka hala, w której znajdowało sie kilka ogromnych stalowych komór ( swoim kształtem przypominały wielkie kapsuły podobne do tych z jajka niespodzianki) wielkości średniego pokoju.

monika_lebork : :
lut 15 2006 Bez tytułu
Komentarze: 0

Kolejna chemia........Jakoś nie przypominam sobie, by towarzyszyły jej jakieś szczególne zdarzenia.To był raczej standard- wymioty i spadek wyników.I tak sie to wszystko jakoś toczyło.Na szczęście mogłam wrócić na Sylwestra do domu.

Początek 2000 roku nie był najlepszy.Trzeba było cos postsnowić z nogą.Doktor Kolarz nadal zasypywał mnie pytaniami, czy nie mam już "dosyć" swojej nogi, a ja z uporem trwałam przy swoim. Być moze brak mojej zgody na amputacje bardziej motywował go do szukania nowych dróg wyjścia z tej sytuacji. Tłumaczyłam to sobie w ten sposób, że skoro do tej pory dałam radę to wszystko jakoś wytrzymać to teraz nie wypadałoby skapitulować. Inaczej cały dotychczasowy wysiłek byłby na darmo. A poza tym, znając siebie wiedziałam, ze jesli dojdzie do amputacji całe moje zycie legnie w gruzach.Wówczas utrata nogi oznaczała dla mnie koniec świata.Mojego świata.......

monika_lebork : :