Archiwum 20 marca 2006


mar 20 2006 Bez tytułu
Komentarze: 0

Po kilku dniach dreptalam już coraz lepiej, choć jeszcze trochę balam się chodzić sama. Ostatnią chemię spędzilam w samotności...tzn. na oddziale bylo malo osób, no i Tadziu poszedl do domu. Z jednej strony cieszylam sie bardzo, a z drugiej bylo mi troche smutno w tej samotności. Sprawa z cewnikiem do kroplówek stanęla na tym, ze nie zalożono mi go.Przez cale trzy dni chemi modlilam sie by żyla wytrzymala, by nie trzeba bylo dodatkowego klucia. Na szczęście udalo się...Niestety w przypadku chemoterapii sprawa wyglada gorzej, dlatego, ze trzeba zawsze pilnować by lek nie dostal sie poza żylę. W przeciwnym razie może dojść do martwicy skóry.Jeden chlopak na oddziale mial kiedys taka sytuację....i zrobila mu sie "czarna dziura na dloni", która bardzo trudno się goila. W moim przypadku wygladalo to gorzej, dlatego, ze panie pielegniarki niebardzo chcialy mnie kluc. Chyba dlatego, ze moje żyly byly bardzo zapadnięte a gdy już sie udalo to często pękaly. Na szczęście mialam jedną panią (siostra Teresa), która miala jakis niezwykly talent do moich żyl i to ona zazwyczaj podejmowala sie tego. No więc podczas ostatniej chemii zrobila to idealnie, więc odbylo sie bez dodatkowego bólu.

monika_lebork : :