Moja walka z rakiem- wspomnienia Moniki
Komentarze: 7
"Bóg nie dopuścił żadnego bólu , któremu nie stanęłaby na przeszkodzie zwycięska radość."
Jean Paul Sartre
Ludzie często nie potrafią dostrzec piękna, które otacza ich dookoła. Rzadko zdają sobie sprawę z tego, jak wiele dobrego dzieje się w ich życiu, dopóki nie spotka ich coś strasznego, smutnego, co zwane jest zazwyczaj prawdziwa tragedią.
Mam na imię Monika, lat 20 i jestem całkiem zwyczajną osobą, taka jak miliony na tym świecie. Prawie przez całe swoje życie starałam się być niezauważalna, całkowicie niewidoczna, zupełnie tak, jakby ktoś taki jak ja w ogóle nie istniał. Być może działo się tak dlatego, iż w wieku niespełna 5 lat umarł mój tata. Dziś właściwie odejście jego nie wzbudza we mnie większych reakcji, pewnie dlatego, ze człowiek ten jest mi całkowicie nieznany. Praktycznie go nie pamiętam, szczerze mówiąc, myśl o posiadaniu ojca jest mi obca, nawet nie potrafię wyobrazić sobie jak to jest go mieć. W moim życiu zawsze była tylko mama, która zastępowała mi i mojej siostrze oboje rodziców jednocześnie. Przyznam szczerze, że wiele razy zastanawiałam się jak wygląda życie w normalnej, pełnej rodzinie, w której jest mama i tata, ale jakoś nie umiem wyobrazić sobie w niej siebie.
Gdy miałam 15 lat, zachorowałam na nowotwór kości- zwany OSTEO SA ( czasem żartowałam sobie SA- Spółka Akcyjna). Choroba ta dopadła mnie w 1998 roku, kiedy to światowa medycyna była już na dość dużym poziomie. W mojej prawej nodze na wysokości kolana pojawił się 4- centymetrowy guz. Choć byłam już "dość dużą" dziewczynką, nie miałam zielonego pojęcia co właściwie może oznaczać to tajemnicze słowo "guz". Myślałam: Krwiak? A może chodzi o takiego guza, kiedy to niezdarnie potkniesz się i uderzysz w głowę? Niestety tamto wyobrażenie nie miało niczego wspólnego z rzeczywistością. Moja rzeczywistością.................
Dodaj komentarz