Bez tytułu
Komentarze: 0
Kolejna chemia........Jakoś nie przypominam sobie, by towarzyszyły jej jakieś szczególne zdarzenia.To był raczej standard- wymioty i spadek wyników.I tak sie to wszystko jakoś toczyło.Na szczęście mogłam wrócić na Sylwestra do domu.
Początek 2000 roku nie był najlepszy.Trzeba było cos postsnowić z nogą.Doktor Kolarz nadal zasypywał mnie pytaniami, czy nie mam już "dosyć" swojej nogi, a ja z uporem trwałam przy swoim. Być moze brak mojej zgody na amputacje bardziej motywował go do szukania nowych dróg wyjścia z tej sytuacji. Tłumaczyłam to sobie w ten sposób, że skoro do tej pory dałam radę to wszystko jakoś wytrzymać to teraz nie wypadałoby skapitulować. Inaczej cały dotychczasowy wysiłek byłby na darmo. A poza tym, znając siebie wiedziałam, ze jesli dojdzie do amputacji całe moje zycie legnie w gruzach.Wówczas utrata nogi oznaczała dla mnie koniec świata.Mojego świata.......
Dodaj komentarz