lis 06 2003

Pierwsza chemia


Komentarze: 1

"Bóg nie dopuścił żadnego bólu , któremu nie stanęłaby na przeszkodzie zwycięska radość."

Pierwszy miesiąc pobytu w szpitalu był najgorszy w całej mojej historii choroby. Trwałam tam w całkowitej nieświadomości. Moja mama mocno postarała się aby nikt nie zdradził mi na co właściwie jestem chora, a w najgorszych snach nie wyobrażałam sobie tego, co miało nastąpić. Nawet do głowy mi to nie przyszło…..

Przełom nastąpił, kiedy zostałam przeniesiona z oddziału Ortopedii na Onkologię Dziecięcą. Tam dowiedziałam się wszystkiego. Przydzielono mi lekarza, który zgodził się odpowiedzieć na każde moje  pytanie ….Rozmawialiśmy pełne 3 godziny. Pierwszym pytaniem, które mu zadałam było- czy będzie bolało? Bardzo bałam się bólu. To chyba paraliżowało mnie najbardziej. Byłam bezwzględna, chciałam wiedzieć o najdrobniejszych szczegółach dalszego leczenia, kiedy wypadną  mi włosy, ile cykli chemii muszę przejść, jakie są jej skutki uboczne, co z żyłami, no i……co stanie się z moją nogą. Pamiętam, że mama nie zabierała głosu w tej dyskusji. Stała przy oknie i płakała. Ja tez płakałam.

Pierwsza chemia była całkiem znośna. Przyznam szczerze, że spodziewałam się czegoś  o wiele bardziej gorszego. Niestety już podczas pierwszego cyklu pojawił się poważny problem z żyłami. Igły  wspominam chyba najgorzej ze wszystkich złych wspomnień jakie mam ze szpitala. Czasami wyglądało to tak, że każde kłucie łączyło się z wielkim płaczem i pytaniem dlaczego –JA? Dlaczego Bóg jest taki okrutny? Czym sobie na to wszystko zasłużyłam? Zachowywałam się zupełnie tak, jakby mój cały świat ponownie zawalił mi się na głowę. Dopiero po jakimś czasie , gdy moje żyły były już na wykończeniu, mój lekarz prowadzący postarał się dla mnie o pewne urządzenie, które chirurdzy wszczepili mi do aorty. Odtąd już wszystko wyglądało nieco spokojniej, gdyż kroplówki, antybiotyki, a nawet leki przeciwbólowe dostawałam do cewnika (tak potocznie nazywa się to CUDO). W praktyce wyglądało to  w ten sposób, że  z ciała „ wychodziła” mi biała cienka rurka zakończona koreczkiem (często nazywałam ją anteną!), do której pielęgniarki przyczepiały dreny od kroplówek. Najwspanialsze jednak było to, że nawet pobieranie krwi mogło odbywać się za pomocą cewnika. W taki oto sposób na jakiś czas zakończyła się moja przygoda z igłami.

Włosy…..

 

monika_lebork : :
Monika
12 stycznia 2004, 08:23
Tak,cewnik wspominam całkiem dobrze,pomijając fakt,że trochę przeszkadzał w kąpieli.Zwrot "z ciala wychodziła mi cienka rurka" miałam na myśli ciało na wysokości klatki piersiowej.

Dodaj komentarz