mar 10 2006

Bez tytułu


Komentarze: 1

Największym strachem napełniała mnie myśl o zmianie opatrunku...Zadawałam sobie pytanie jak to bedzie wygladać i za zadne skarby nie umiałam sobie tego wyobrazić. Niestety czekało mnie to już następnego dnia po zabiegu. Dostałam chyba wcześniej jakiś zastrzyk przeciwbólowy. W każdym razie było dziwnie. Lekarz musiał trzymać moja nogę w dwóch miejscach, przy kostce i w udzie,  inaczej jej dolna część zawisłaby jak.... parówka trzymając sie tylko na skórze,  bo kości nie było. Dzis sie z tego śmieję, jednak wtedy byłam zrozpaczona. Pamietam, ze nieraz myślałam, ze jestem chyba nienormalna godząc sie na takie rzeczy.Jedno było pewne...jesli w jakikolwiek sposób mam stać się choc troche samodzielna to bez gibsu sie nie obejdzie. I rzeczywiście. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, ze czeka mnie całoroczna  przygoda z lągetą gibsową. Nie wiedziałam tez , że w takim stanie będę mogła nauczyc się chodzić i tym samym choc na troche uwolnić się od wózka inwalidzkiego. Ale narazie była to dość odległa przyszłość. Teraz najważniejsze było dojść jakos do siebie, wrócic na chemię i choćby na troche pojechać do damu.

monika_lebork : :
10 marca 2006, 15:20
Czytam Cię cały czas... Nie komentuję, bo cóż mógłbym napisać... Jesteś niesamowita!

Dodaj komentarz