Najnowsze wpisy, strona 14


lis 06 2003 Włosy
Komentarze: 2

"Bóg nie dopuścił żadnego bólu , któremu nie stanęłaby na przeszkodzie zwycięska radość." 

 Włosy straciłam ….w terminie, tzn. właśnie wtedy kiedy powiedział mi mój doktor G. podczas pierwszej rozmowy. Dokładnie 3 tyg. od  zakończenia pierwszego cyklu chemii. Nawet nie potrafię opisać uczucia , które pojawiło się podczas ich wypadania. Nie wiem czy to był ból, swędzenie, kłucie…nie wiem. Tego uczucia nie da się opisać. W każdym razie nie było to przyjemne. Byłam przygotowana  na ten moment (przynajmniej tak mi się wydawało). Kupiłam nawet kilka chustek na głowę i kapelusz. Jednak w praktyce wyglądało to trochę inaczej. Lekarz powiedział mi, że gdy zaczną wypadać, dobrze byłoby gdybym je po prostu zgoliła. W ten sposób zaoszczędzę sobie przykrości i kłopotu. Ja jednak chciałam być mądrzejsza i czekałam  najdłużej jak mogłam. Niestety widok włosów w zupie, kubku z herbatą czy nawet na poduszce nie był zbyt higieniczny. Po jakimś czasie byłam łysiutka jak „kolanko”. Jak to przyjęłam? Przez pierwsze kilka dni nie mogłam na siebie patrzeć. Chustka towarzyszyła mi nawet podczas snu. Później jakoś się przyzwyczaiłam. Nawet  uznałam, że mam przynajmniej jeden problem „z głowy”.

zobacz stronę: http://www.faktymlodych.republika.pl

 

monika_lebork : :
lis 06 2003 Pierwsza chemia
Komentarze: 1

"Bóg nie dopuścił żadnego bólu , któremu nie stanęłaby na przeszkodzie zwycięska radość."

Pierwszy miesiąc pobytu w szpitalu był najgorszy w całej mojej historii choroby. Trwałam tam w całkowitej nieświadomości. Moja mama mocno postarała się aby nikt nie zdradził mi na co właściwie jestem chora, a w najgorszych snach nie wyobrażałam sobie tego, co miało nastąpić. Nawet do głowy mi to nie przyszło…..

Przełom nastąpił, kiedy zostałam przeniesiona z oddziału Ortopedii na Onkologię Dziecięcą. Tam dowiedziałam się wszystkiego. Przydzielono mi lekarza, który zgodził się odpowiedzieć na każde moje  pytanie ….Rozmawialiśmy pełne 3 godziny. Pierwszym pytaniem, które mu zadałam było- czy będzie bolało? Bardzo bałam się bólu. To chyba paraliżowało mnie najbardziej. Byłam bezwzględna, chciałam wiedzieć o najdrobniejszych szczegółach dalszego leczenia, kiedy wypadną  mi włosy, ile cykli chemii muszę przejść, jakie są jej skutki uboczne, co z żyłami, no i……co stanie się z moją nogą. Pamiętam, że mama nie zabierała głosu w tej dyskusji. Stała przy oknie i płakała. Ja tez płakałam.

Pierwsza chemia była całkiem znośna. Przyznam szczerze, że spodziewałam się czegoś  o wiele bardziej gorszego. Niestety już podczas pierwszego cyklu pojawił się poważny problem z żyłami. Igły  wspominam chyba najgorzej ze wszystkich złych wspomnień jakie mam ze szpitala. Czasami wyglądało to tak, że każde kłucie łączyło się z wielkim płaczem i pytaniem dlaczego –JA? Dlaczego Bóg jest taki okrutny? Czym sobie na to wszystko zasłużyłam? Zachowywałam się zupełnie tak, jakby mój cały świat ponownie zawalił mi się na głowę. Dopiero po jakimś czasie , gdy moje żyły były już na wykończeniu, mój lekarz prowadzący postarał się dla mnie o pewne urządzenie, które chirurdzy wszczepili mi do aorty. Odtąd już wszystko wyglądało nieco spokojniej, gdyż kroplówki, antybiotyki, a nawet leki przeciwbólowe dostawałam do cewnika (tak potocznie nazywa się to CUDO). W praktyce wyglądało to  w ten sposób, że  z ciała „ wychodziła” mi biała cienka rurka zakończona koreczkiem (często nazywałam ją anteną!), do której pielęgniarki przyczepiały dreny od kroplówek. Najwspanialsze jednak było to, że nawet pobieranie krwi mogło odbywać się za pomocą cewnika. W taki oto sposób na jakiś czas zakończyła się moja przygoda z igłami.

Włosy…..

 

monika_lebork : :
lis 04 2003 Moja walka z rakiem- wspomnienia Moniki
Komentarze: 7

"Bóg nie dopuścił żadnego bólu , któremu nie stanęłaby na przeszkodzie zwycięska radość."

Jean Paul Sartre

Ludzie często nie potrafią dostrzec piękna, które otacza ich dookoła. Rzadko  zdają sobie  sprawę  z tego, jak wiele dobrego dzieje się  w ich życiu, dopóki nie spotka ich coś  strasznego, smutnego, co  zwane jest  zazwyczaj prawdziwa tragedią.

Mam na imię  Monika, lat 20 i jestem  całkiem  zwyczajną  osobą, taka jak miliony na tym świecie. Prawie przez całe  swoje życie starałam się  być niezauważalna, całkowicie niewidoczna, zupełnie tak, jakby  ktoś taki jak ja w ogóle nie istniał. Być może działo się tak  dlatego, iż  w wieku niespełna 5 lat umarł mój tata. Dziś  właściwie odejście jego nie wzbudza we mnie większych reakcji, pewnie dlatego, ze  człowiek ten jest mi całkowicie nieznany. Praktycznie go nie pamiętam, szczerze mówiąc, myśl o  posiadaniu ojca jest mi obca, nawet nie potrafię wyobrazić sobie jak to  jest go mieć. W moim życiu  zawsze była  tylko mama, która zastępowała mi i mojej siostrze oboje rodziców jednocześnie. Przyznam szczerze, że wiele razy zastanawiałam się  jak wygląda życie w normalnej, pełnej rodzinie, w której  jest mama i tata, ale jakoś nie umiem  wyobrazić  sobie  w niej siebie.

Gdy miałam 15 lat, zachorowałam na nowotwór kości- zwany OSTEO SA ( czasem żartowałam sobie SA- Spółka Akcyjna). Choroba ta dopadła mnie  w 1998 roku, kiedy to światowa medycyna była już  na dość dużym poziomie. W mojej prawej nodze na wysokości kolana  pojawił się  4- centymetrowy guz. Choć byłam już "dość dużą" dziewczynką, nie miałam  zielonego pojęcia co właściwie może oznaczać to tajemnicze słowo "guz". Myślałam: Krwiak? A może chodzi o takiego guza, kiedy to  niezdarnie potkniesz się  i uderzysz w głowę? Niestety tamto wyobrażenie nie miało niczego wspólnego z rzeczywistością. Moja rzeczywistością.................

 

monika_lebork : :