lut 25 2005

Spotkanie...


Komentarze: 1

Odwiedziło mnie 15 osób razem z nauczycielka na czele.Byli doskonale uświadomieni w kwestii mojej choroby i chyba dzieki temu rozmowa nie była tak bardzo drętwa. Zadawali mi dużo pytań, mówili, ze wygladam całkiem dobrze, najwieksze zainteresowanie budził jednak mój dość nietypowy gops. Duzo tez opowiadali o szkole, o tym ,ze czekają na mnie, że planują wspólny biwak. Pamietam,ze przywieźli mi ze sobą wielkie, oprawione w ramke zdjecie całej klasy, które mam do dzisiaj.Największym szokiem był dla mnie fakt, ze tak śmiało pytali, że temat choroby nowotworowej nie był dla nich tematem tabu, bo własnie tego najbardziej sie obawiałam. Najgorsza byłaby chyba taka głupia cisza.  pewnym momencie poczułam sie na tyle dobrze, że zdjęłam chustkę...Nie umiem stwierdzić jakie wrażenie wywarła ni nich widok mojej łysej głowy, w każdym razie jeśli w jakiś sposób chwyciło ich to za serca, to żadne z nich nie dało tego po sobie poznać. Pewnie nie byłoby sprawy gdybym była chłopakiem (w dzisiejszych czasach wielu z nich przecież goli głowe na łyso), ale mimo wszystko do tamtej pory pamietali mnie jako dziewczyne z burzą laków na głowie, więc mieli zapewne dość niecodzienny widok. Juz wiedzieli, ze od przyszłego roku rozpocznę naukę w innej klasie, bo kilka dni wcześniej mama dzwoniła do szkoły i przekazała nauczycielom moją decyzję. Ogólnie uwazam, ze nie było tak najgorzej. Widziałam ,ze się starali, by wszystko wypadło dobrze i tak naprawdę było całkiem fajnie. Do czasu...Kiedy wrócili z miasta (w przerwie obiadowej musieli opuścić oddział), nie byłam juz tak komunikatywna kaj wczesniej. Okazało się, że znowu pękła mi żyła i musiałam odbyć kolejną "podróż" do gabinetu zabiegowego. Na salę wróciłam zapłakana, z pokłutymi rękami i juz nie miałam ochoty na jakiekolwiek rozmowy. Chciałam raczej, by zapamiętali mnie z tej wizyty jako tą dzielną, radosną Monikę, a nie taką, która rozkleja sie na sam widok igieł. Ale niestety, taka właśnie była prawda o mnie. Każde kłucie kończyło sie zawsze w ten sam sposób-wielkim płaczem i żalem do całego świata. Mimo wszystko uwazam,że tamten dzien był jednym z najfajniejszych, jakie spędziłam w szpiaku. Moja klasa, oprócz zdjęcia, Przywiozła mi ze soba tez wiele radośći, a przede wszystkim wiele normalności. Byłam bardzo spragniona takich zwyczjnych wieści o życiu, które toczyło sie poza szpitalem, o tym co dzieje sie w szkole, w naszym mieście, wieści typu: kto z kim, gdzie i kiedy....Fajnie było znów poczuc sie nastolatką i choć przez chwile zapomniec o tym całym szpitalnym rdamatyźnie...

monika_lebork : :
25 lutego 2005, 16:26
fajnie... tez ak chce...

Dodaj komentarz