lut 28 2005

Bez tytułu


Komentarze: 0

Moje nadzieje rozwiały się w chwili zmiany pierwszego opawtrunku.Po rozwinięciu bandaży nie mogłam uwierzyć własnym oczom.Rana, dokładnie w tym samym miejscu, w którym nie chciała sie goić, zaczęła sinieć, a to oznaczała, ze w końcu zupełnie zczernieje, czyli stanie sie "martwa".I znów wracaliśmy do punktu wyjścia. Z dnia na dzień, podczas zmiany opatrunków dr Kolarz wycinał mi kolejne "porcje" martwej skóry, aż w końcu dziurka w mojej nodze stała sie na tyle duża,ze znów mogłam "podziwiać" lśniący kolor endoprotezy.Trzy tygodnie w "kozakach" i cały ból z tym związany poszły na marne.W tym momencie nie pozostawało mi juz nic innego jak tylko modlić sie o to, by dr Kolarz miał jeszcze jakiś inny pomysł jak uniknąć amputacji.Do tamtej poryjuż kilkakrotnie zadawał mi pytanie, czy po tym wszystkim nie mam jeszcze dosyć , czy nie lepiej byłoby amputować, ja jednak za każdym razem z płaczem mówiłam ,że nie ,ze nie zgadzam sie na to, choć w głębi duszy wiedziałam,ze pewnego dnia zabraknie mi argumentów aby trzymać się swojej decyzji.Przy każdym kolejnym opatrunku modliłam się, by to pytanie nie padło, by lekarz nie odbierał mi nadziei...Walka o nogę chyba trochę przysłoniła mi prawdziwy powód całego leczenia i z dnia na dzien powoli zapominałam,ze lecze się przede wszystkim po to, aby pokonać chorobę, aby żyć...

monika_lebork : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz