Archiwum marzec 2006, strona 1


mar 16 2006 Bez tytułu
Komentarze: 0

Oczywiście wcale nie było mi łatwo stanąć na nogi. Kręciło mi się w głowie, było mi gorąco i w ogóle brakowało mi siły, ale za to chęci miałam wielkie. Pamietam, że tego dnia na oddziale panowało wielkie poruszenie. Wszystkie dzieci powychodzły ze swoich sal by zobaczyć jak chodzę. Było niemałe widowisko: lekarze, pielęgniarki....Mama szła za mna z wózkiem inwalidzkim, jeśli np. zrobiło mi się słabo i chciałabym usiąść. Był nawet aparat fotograficzny, bo w końcu trzeba było tą ważną chwilę upamiętnić.Było wspaniale, choć nieco sie zmęczyłam. Oczywiście miałam całkowity zakaz chodzenia samodzielnie, bez opieki. Zbyt długo byłam unieruchomiona by "wypuszczać się" sama na wędrówkę. Dziś, kiedy minęło już 6 lat od tamtego wydarzenia mogę powiedzieć, że ten dzień był pierwszym dniem mojego nowego zycia, był jakby budzeniem sie do życia po prawie 7 miesiącach "złego snu", był początkiem świadomości, że już nigdy nie będę chodzić normalnie, tak jak inni zdrowi ludzie. Mimo to byłam bardzo szczęśliwa. Dziś ludzie bardzo często zaczepiają mnie na ulicy mówiąc, że kiedy widzą mnie jak tak "drepczę" to czują żal...Mówią, że jestem taka młoda i ciągle chodzę o tych okropnych kulach, czasem też pytają mnie ile to jeszcze potrwa...Ja jednak tylko sie uśmiecham i dziękuje Panu Bogu, że mogę chodzić i że jestem samodzielna. Czasami tylko chciałabym by inni trochę bardziej szanowali swoje zdrowie i umieli dostrzeć jak wielkim jest ono darem.

monika_lebork : :
mar 14 2006 Bez tytułu
Komentarze: 1

Cudownie bylo stawać sie coraz bardziej samodzielną....Po jakimś czasie opanowalam technike wchodzienia i schodzienia z wózka, jednak najbardziej nie moglam doczekac sie kiedy w końcu naucze się chodzić.To naprawde zadziwiające...Na codzień wlaściwie nie zwracamy uwagi na naszą samodzielność, na to, ze każdy z nas jest w stanie sam chodzić, ubrać się, pójść do toalety, jednak dla osoby, która spędzila w lóżku kilka miesięcy każda taka czynność jest niemalże świętem, budzeniem się do nowego życia i daje naprawdę dużo radości. Doskonale  pmietam dzień kiedy poraz pierwszy ubralam się zypelnie samodzielnie.Wprawdziew zajęlo mi to sporo czasu, ale bylam z siebie bardzo dumna, jednak najwspanialszym dniem byl dla mnie dzień kiedy przyszly do mnie na Onkologię panie rehabilitantki i powiedzialy, ze spróbujemy wstać....no i  po 7 MIESIĄCACH nareszcie wstalam z wóżka i stanęlam na wlasnych nogach !!!! Pamiętam ,że tego dnia zrobilam jakieś 10 kroków i cieszylam się jak dziecko. Panie rehabilitantki byly zdziwione. Mówily, że myślaly, ze po takim  czasie unieruchomienia uda mi sie ewentualnie trochę postać, a ja tymczasem zrobilam 10 PIĘKNYCH DLUGICH KROKÓW.

monika_lebork : :
mar 14 2006 Bez tytułu
Komentarze: 0

Ku zdziwieniu wszystkich noga zagoila sie pięknie. I jaki z tego wniosek? Z protezą musialo być coś nie tak, skoro rana nie chciala sie goić tylko w tym jednym miejscu, a po jej wyjęciu noga zagoila sie prawie natychmiast. Nie ma co juz tego rozpamietywać, w każdym razie potrzeba bylo tyle czasu i tyle bólu by tę sprawę wyjaśnić. Najważniejsze teraz bylo to by noga odpoczęla parę miesięcy a potem  dr Kolarz spróbuje wlożyc proteze na nowo. Przyznam szczerze, że trudno bylo mi to sobie wyobrazić. Zadawalam sobie pytanie: jak to, po takim czasie można tak po prostu rozkroic nogę i wsadzić brakujacą  kość, "zaszyć" i wszystko będzie dobrze? Dr Kolarz twierdzil, ze można i to mi wystarczylo. Próbowalam nie zastanawiac się nad tym bo i tak niewiele bym wymyślila.

monika_lebork : :
mar 14 2006 Bez tytułu
Komentarze: 0

Mniej wiecej parę dni po operacji dr Goląbek powiedzial mi, ze postanowil dalozyć mi jeszcze jedną chemię i w ten sposób czekaly mnie jeszcze dwie. Troche sie zalamalam, bo przeciez byla mowa juz tylko o jednej. Mówil, ze to tak na wszelki wypadek, zwlaszcza, ze z powodu nogi mialam zbyt duze przerwy między chemiami.(Nawet wlosy zaczęly mi ju ż odrastać). W sumie zadna róznica...jednak dla mnie byla to wielka różnica. Tak się cieszylam ,ze niedlugo to wszystko sie skańczy, a tu taka niespodzianka. Bylo mi bardzo ciężko pogodzić sie z tą myślą. W dodatku moje żyly byly juz na wykomnczeniu, a z drugiej strony wszyscy mówili, ze nie opaca sie zakladać nowego cewnika (wkucia centralnego do żyly glównej, gdzie moglabym dostawac kroplówki) tylko na te dwie chemie.Lączyloby się to z kolejnym zabiegiem pod narkozą...Wszystko wiec wskazywalo na to, ze będę musiala przemęczyć się jakoś na na żylach obwodowych. Jedyne, co jakoś trzymalo mnie jeszcze jakoś przy nadziei bylo  to, ze dr Kolarz powiedzial, ze jak tylko noga zagoi sie po opreacji to bede mogla próbować nauczyć sie chodzić.  

monika_lebork : :
mar 10 2006 Bez tytułu
Komentarze: 1

Największym strachem napełniała mnie myśl o zmianie opatrunku...Zadawałam sobie pytanie jak to bedzie wygladać i za zadne skarby nie umiałam sobie tego wyobrazić. Niestety czekało mnie to już następnego dnia po zabiegu. Dostałam chyba wcześniej jakiś zastrzyk przeciwbólowy. W każdym razie było dziwnie. Lekarz musiał trzymać moja nogę w dwóch miejscach, przy kostce i w udzie,  inaczej jej dolna część zawisłaby jak.... parówka trzymając sie tylko na skórze,  bo kości nie było. Dzis sie z tego śmieję, jednak wtedy byłam zrozpaczona. Pamietam, ze nieraz myślałam, ze jestem chyba nienormalna godząc sie na takie rzeczy.Jedno było pewne...jesli w jakikolwiek sposób mam stać się choc troche samodzielna to bez gibsu sie nie obejdzie. I rzeczywiście. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, ze czeka mnie całoroczna  przygoda z lągetą gibsową. Nie wiedziałam tez , że w takim stanie będę mogła nauczyc się chodzić i tym samym choc na troche uwolnić się od wózka inwalidzkiego. Ale narazie była to dość odległa przyszłość. Teraz najważniejsze było dojść jakos do siebie, wrócic na chemię i choćby na troche pojechać do damu.

monika_lebork : :